Nakładem Wydawnictwa Dębogóra ukazała się książka Marka Jurka „100 godzin samotności albo rewolucja październikowa nad Wisłą”. Książka składa się z wielu artykułów, krótkich i dłuższych komentarzy pisanych na gorąco na przestrzeni wielu miesięcy, zebranych i zredagowanych jako krytyczna analiza wydarzeń poprzedzających i następujących po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r., który dotyczył konstytucyjnej gwarancji ochrony życia ludzkiego, niezależnie od fazy rozwoju osoby ludzkiej i jej zdrowotnych uwarunkowań. „100 godzin samotności” to nie tylko kronika wydarzeń, ale przede wszystkim trzeźwe i mądre (w klasycznym tego słowa znaczeniu) streszczenie zaniechań i błędnych reakcji polityków mieniących się konserwatystami czy politykami chrześcijańskimi.
Istotnie, jest to książka polityczna, tzn. podejmująca tematy kluczowe dla kształtu ustroju państwa i fundamentów wspólnoty politycznej, którą wielu chciałoby nazywać demokracją republikańską, ale która na całym Zachodzie od wielu już lat przeradza się w demokrację „medialno – masową” – jak nazywa ją autor. „Politycy są powołani, by roztrząsać zawiłe („ambiwalentne”) sprawy dobra publicznego, definiować postulaty z nich wynikające i przekonywać współobywateli, żeby je poparli – pisze Marek Jurek. W postrepublikańskiej demokracji medialno – masowej politycy nie dlatego nie przekonują ludzi, że „roztropnie uznają, że się nie da, ale dlatego, że im się po prostu nie chce. Bo dobro publiczne uważają za abstrakcję, a władzę za konkret (…)”. Kwestia prawa do życia osoby ludzkiej na prenatalnym etapie rozwoju na przestrzeni dziesięcioleci była konsekwentnie klasyfikowana jako sprawa subiektywnego światopoglądu. Tymczasem należy ją rozważać na gruncie prawa i porządku konstytucyjnego, który bierze swój ostateczny autorytet i moc obowiązującą z zasad, których wspólnota polityczna nie ustanawia arbitralnie, ale odkrywa rozumem, zastosowuje i ochrania. Jednym z głównych zarzutów autora wobec klasy politycznej jest właśnie błędne rozpatrywanie prawa do życia jako sprawy światopoglądowej, nie zaś prawnej i ustrojowej.
Tytułowe 100 godzin, to czas między początkowymi publicznymi protestami przeciwników rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego, a pierwszą publiczną reakcją rządzących. Dlaczego słowa i deklaracje w polityce są niemniej ważne jak dekrety
i zarządzenia? Dlaczego możliwa była zastanawiająca bezczynność władz Rzeczypospolitej wobec wielotysięcznych demonstracji kwestionujących porządek konstytucyjny; czy był to jednorazowy unik, czy też wynikająca z określonych przekonań lub kalkulacji strategia? Jakie konsekwencje może mieć w dalszej perspektywie przerzucenie na trybunał odpowiedzialności w kwestii praw podstawowych, za które w pierwszym rzędzie winien brać odpowiedzialność parlament? Czy kontrrewolucja, to jeszcze termin i postawa możliwa w XXI wieku? Wreszcie pytanie o paraliż i milczenie opinii katolickiej, która respektując obostrzenia epidemiczne, nie mogła wyrazić równie dobitnie swojego stanowiska w przestrzeni publicznej. Na te i inne pytania autor udziela odpowiedzi, kreśląc kierunek działań nie tylko liderów, ale wszystkich identyfikujących się z katolicką/chrześcijańską opinią społeczną.
Na naszych oczach przyspieszają procesy społeczne, które dotychczas zdawały się biec własnym, powolniejszym, „nadwiślańskim” tempem. Być może kiedyś rok 2020 będzie wspominany jako cezura, analogicznie do roku 1968 w Europie Zachodniej. Wydarzeń sprzed blisko 50 lat nie można było nie przewidzieć, jak nie raz się to prezentuje
w publicystyce i opisach historycznych. Rok `68 był zwiastowany przez wyraźną zmianę klimatu społecznego i mentalności, która zdecydowanie dawała o sobie znać już w latach pięćdziesiątych. Redefinicja podstawowych zasad ustroju społecznego nastąpiła po `68 roku często w wyniku konformizmu władz i liderów opinii publicznej, nie zaś pod wyłącznym naciskiem rewolucyjnych zdarzeń. Niewątpliwie „klimat” nad Wisłą jest coraz mniej przyjazny dla dotychczasowych wzorców i form życia społecznego. Katolicy będą częściej tracić przekonanie co do słuszności tradycyjnych zasad. Grozi im rezygnacja i dostosowanie się do nowych trendów albo zamknięcie we własnych poglądach i agresywne reagowanie na zmiany, podsycane przez narrację o Kościele jako „oblężonej twierdzy”. Po lekturze książki Marka Jura można odzyskać nadzieję i motywację do odważnego, mądrego i roztropnego działania na rzecz wzmacniania opinii katolickiej, która ma swoje miejsce i niezastąpioną rolę w pluralistycznym dyskursie demokracji liberalnej. Najgorsza jest bezczynność. Ω
Dominik Filipek